Jako absolwent liceum ogólnokształcącego oraz politechniki wiem, że dkg zarzucono na rzecz dag. Niejednokrotnie się czepiałem mediów (także na mojej witrynie), bowiem na ekranach telewizyjnych oraz w prasie, stosowano dawny skrót dkg. Sądzę, że każdy Polak, który kończy szkołę podstawową, musi wiedzieć, że skrótem jest jednak dag.
A przecież dziennikarze i poloniści to osoby pobierające nauki przez co najmniej kilkanaście lat. Zresztą o poruszanej sprawie powinni wiedzieć niezależnie od przykładania się do nauki, bowiem jest to jest kwestia wiedzy ogólnej.
Jakież było moje zaskoczenie, kiedy przeczytałem w wyjaśnieniu (fragment):
Najważniejszy powód (i wystarczający) to potrzeba międzynarodowej normalizacji terminologii, ponieważ horyzont nauki jest globalny. Tam, gdzie tej potrzeby nie ma, skrót tradycyjny może bez przeszkód funkcjonować. Skrótu dkg można w takim razie używać w komunikacji potocznej, przecież nikt nie zamierza zabraniać sprzedawcom podawania cen w dekagramach skracanych jako dkg. Podsumowując: nic nie stoi na przeszkodzie, by – odpowiednio do okoliczności – używać obu skrótów.
Przecież nie chodzi o zabranianie (a to kojarzy się z karaniem), ale o informację, że w ten sposób nie należy skracać. Każdy Polak (w tym dziennikarz, polonista i sprzedawca) powinien wiedzieć, że obowiązuje skrót dag. Wobec sprzedawców nie ma potrzeby stosować taryfy ulgowej, chyba że potraktujemy tę grupę… ulgowo. To są ludzie, którzy pokończyli szkoły i powinni wiedzieć, że od niemal półwiecza obwiązuje pisownia dag. Jeśli nie pamiętają, to należy im to przypominać. Także nie ma złp (jest zł), wielu pisuje błędnie tyś. (zamiast tys.).
Jeśli handlowiec nie widzi błędów w omawianych skrótach, to zapewne miał kiepskich nauczycieli, którzy nie zwrócili mu uwagi na te wyrazy. Zresztą, jaki ma sens puszczanie oka do ludzi – oficjalnie piszcie dag, ale potocznie (na wydrukach, przepisach kulinarnych, w odręcznych zapiskach) piszcie sobie dkg? W raportach widuje dag, zaś na stoisku pisuje dkg? I dodatkowy kurs z zakresu odróżniania sytuacji górnej półki od niższej (słownictwo utrzymane w branży handlowej), czyli poruszanie się w dwóch standardach?
Przecież to niczym nieuzasadnione dziwactwo. Podobnie zresztą, jak stanowisko polonistów – na podwórku możemy wołać „podaj tą piłkę”, zaś przed kamerą mamy artykułować „podaj tę piłkę”. A komu ma służyć ten dualizm?! Dzieci obcują z dwoma stanowiskami – oficjalnym oraz potocznym i uczą się od małego, że w niewielkim środowisku możemy mówić inaczej, niż w większej zbiorowości. Są ludzie, którzy w ścisłym gronie mawiają o pedałach, asfaltach, małpach w czerwonym i o zbędnych dziadach, ale doskonale wiedzą, że na szerszym forum należy wysławiać się całkiem inaczej, ponieważ nie wypada a nawet można mieć kłopoty.
Kwitnie zatem partyzantka tematyczna, zaś Poradnia Językowa namawia nas do partyzantki językowej… Jeśli ta pierwsza ma jeszcze jakiś sens, to druga jest całkowicie bezsensowna. Niemal każdy obgaduje kolegów, szefów i polityków, natomiast tego w oczy raczej im się nie mówi, chyba że nie ma zbytnich zależności służbowych i wówczas wstępuje w nas demon odwagi… Jednak im mniej takich wpajanych nam dziwactw komunikacji potocznej, tym lepiej. Skrótem jednostki masy dekagram jest dag i nie ma żadnego usprawiedliwienia dla osób piszących dkg.
Oczywiście, jest wielu ludzi, którzy nie uznają zastanej rzeczywistości a nawet chcą ją zmienić i piszą np. emajlować, grylować oraz Dublin (i tak wymawiają). Ale jeśli czynią to w ramach świadomej walki o zmiany w słowniku języka polskiego, to tolerancyjni rodacy powinni im wybaczyć tę zawziętość w demokratycznej Polsce (bywa, że mniejszość może mieć rację).
Jeśli jednak coś czynimy z niewiedzy, to należy „dać po łapkach”, nie zaś usprawiedliwiać. No bo według profesora udzielającego porady – dziennikarz, nauczyciel czy sprzedawca może sobie pisywać w notatkach, na tablicy lub na straganie dkg, natomiast „na szerszych wodach” jedynie dag. Cóż za bezsensowne stanowisko i jakże szkodliwe dla nauki, wychowania i etyki. Totalny bezsens! Jakże to – dla mądrali pisać dag, zaś dla inteligentnych inaczej – dkg? Z takim podejściem należy walczyć, nie zaś przymykać oko!
Zamiast dziwacznego usprawiedliwiania pisowni dkg, może szanowni poloniści zmienią bezsensowną pisownię min (bez kropki) na min. (minuta; podobnie minister, ministerstwo; konsekwentnie jak godz., tydz. itp.).
Błąd popełniono już przy ustalaniu pierwszego skrótu, czyli dkg. Przecież d to 'decy’, zatem ów skrót to… decykilogram i oznacza masę 100 gramów (1/10 kilograma) a przecież chodzi nam o 10 gramów (właśnie tenże 1 dag).
Odwołajmy się do zasady przyjazności – jeśli ktoś pisze dkg, to zwróćmy mu uprzejmie uwagę, że to niewłaściwy skrót; jeśli ktoś tak pisze na znak protestu, to raczej szkoda dyskusji, ale (na Boga!) nie usprawiedliwiajmy niewiedzy konstatacją „nic nie stoi na przeszkodzie, by – odpowiednio do okoliczności – używać obu skrótów”!
Czekamy teraz na wyjaśnienie następnej sprawy – czy decymetr możemy skracać jako dcm, czy jednak (poprawnie) dm. Który ze „światłych” polonistów podejmie się przekonać nas, że na szerszym forum należy pisać dm, ale pośród rozumnych inaczej, można (jak dawniej) – dcm. Przecież dcm to… decycentymetr, czyli jedna dziesiąta centymetra (jeden milimetr), podczas gdy myślimy o jednej dziesiątej metra (sto milimetrów). Mamy także decylitr (1/10 litra, czyli 100 centymetrów sześciennych) oraz inne „decyjednostki”.
Jeśli przyjąć jednostkę głupoty i nazwać ją przesympatycznie cymbał (w skrócie cb), to decycymbał (10 razy mniejszy cymbał) oznaczymy przez dcb, (nie dccb), natomiast dziesięciokrotnie większy cymbał (od przyjętej podstawowej jednostki 1 cb), to dacb (nie dkcb). A te nieporozumienia wynikły, ponieważ deka kiedyś niefortunnie skrócono jako dk (teraz da) oraz decy skrócono jako dc (teraz d). W języku funkcjonuje także potoczne deko (trochę) oraz deczko (troszeczkę).
Nawiązując do ostatniego zdania omawianej porady – a jakież to okoliczności mogłyby usprawiedliwiać stosowanie dwóch omawianych skrótów? Suma podobnych usprawiedliwień w stosunku do zwykłych obywateli, jak również do biznesmenów i polityków, powoduje, że państwa należące do byłych demoludów a oceniane kiedyś jako gorzej rozwinięte od Polski, śmiało nas wyprzedzają (dobrobyt, cywilizacja, nauka, kultura).
I przy okazji (w tymże zdaniu) – przecież nikt nie zamierza zabraniać sprzedawcom podawania cen w dekagramach skracanych jako dkg; istotnie, ciekawy skrót myślowy (owo podawanie cen w dekagramach; raczej podawania cen w złotówkach/złotych skracanych jako zł). Fajne bywają wypowiedzi specjalistów od języka polskiego i nieźle prezentują się w… humorze zeszytów.
Mirosław Naleziński