Wszystko wskazuje na to, iż p. Goff (oraz wielu dziennikarzy bezkrytycznie opisujących tę sprawę) nie zauważa błędu w swoim rozumowaniu…
Otóż p. Goff przekazał w ramach pomocy panu Hardinowi towar X i po wielu latach otrzymał dokładnie ten sam towar (i to ani mniej, ani więcej). A cóż to oznacza? Ano to, że nic na tym nie zarobił a ponadto sam przez te lata (jeśli pamiętał) czuł pewien dyskomfort, który obniżał mu poziom życia i wiarę w człowieka. Ponadto naraził dłużnika na takie same męki (a tenże mógłby tylko raz napomknąć o długu podczas spowiedzi i w ramach pokuty zwróciłby natychmiast kanister z zawartością; gościu żył w grzechu 34 lata!).
Interes to ów Goff zrobiłby, gdyby za n godzin pracy kupił paliwo i pożyczył p. Hardinowi a po latach zwrócone paliwo sprzedałby za równowartość m godzin pracy i to jedynie w przypadku, kiedy wartość m przekraczałaby wartość n. Inna sprawa, że pożyczył paliwo, nie zaś kalkulator, bo wyszedłby na interesie, jak nasz Zabłocki na mydle…
Gwoli uczciwości kupieckiej – p. Hardin powinien zwrócić p. Goffowi kanister paliwa powiększony o całkiem skromne odsetki, liczone jednak w towarze. Przyjmując roczną stopę 3%, facet powinien oddać nie jeden, ale prawie trzy kanistry paliwa (a dokładnie 2,73 kanistra) i to niezależnie od dawnej czy aktualnej ceny.
Gdyby Polak pożyczył komuś 34 lata temu 25 dolarów (przeciętna miesięczna płaca), a dłużnik oddałby dzisiaj tę samą kwotę, to jakiż byłby to interes? Nawet gdyby uwzględnić obliczone wcześniej odsetki, to byłoby to niecałe 70 dolarów… Czekać połowę życia na takie ochłapy? Ongiś za 25 dolców można było kupić 25 połówek, dzisiaj zaś za 70 baksów kupimy niespełna dziesięć. Za komuny, jeśli ktoś rzucił na tacę dolara, to uchodził za gościa, dzisiaj zaś wartość takiego papiera* oscyluje pomiędzy dwoma polskimi najwartościowszymi monetami…
34 lata temu benzyna u nas kosztowała tyle samo, co dzisiaj – ok. 5 zł za litr. I ten „krajowy” przykład pokazuje błędność rozumowania p. Goffa – wszak wg niego Polak na transakcji nic by nie zarobił, a przecież obaj mieliby dokładnie taką samą sytuację – dali pełen kanister i otrzymali takiż. Nawet tu nie ma znaczenia, że złotówki przewijające się z tym akapicie to całkiem różne walory.
Natomiast dziennikarze krajowi (a może i zagraniczni) powinni zająć się poważniejszymi transakcjami, w których Polacy zostali najzwyczajniej okradzeni przez… innych Polaków. Otóż wielu z nas zapożyczyło się w PKO w latach 70., aby uzupełnić wkład w spółdzielniach mieszkaniowych. Przez szereg lat pożyczki były spłacane, zaś spółdzielnie pobudowały za ów kapitał wiele mieszkań naszym współrodakom.
Polski pan Goff (poprzez spółdzielnię) pomógł zbudować mieszkanie polskiemu panu Hardinowi, ale obecnie p. Hardin śmieje się z p. Goffa poprzez złodziejską (a polską!) facjatę spółdzielni, która polskiemu frajerskiemu Goffowi odmawia zwrotu równowartości kilkunastu metrów kwadratowych powierzchni mieszkalnej. I z drobnego żartobliwego artykuliku o grzecznościach świadczonych w USA, mamy doniesienie o popełnieniu przestępstwa w Polsce, na które oczywiście nikt w tym „praworządnym” kraiku nie zareaguje…
Nasz pan Hardin nie odda polskiemu panu Goffowi „mieszkaniowego kanistra”. Solidarność? Owszem, to znane polskie zjawisko, ale aby szarpać, nie zaś współodpowiadać; aby brać, nie zaś oddawać…
System sądowniczy RP (Trybunał Konstytucyjny) za spore pieniądze właśnie ogłosił wyrok w sprawie mało istotnej dla przeciętnego obywatela. Nie zajmie się sprawami konkretniejszymi dla ludu. Szybciej oddamy wielkie pieniądze bogatym spadkobiercom mieszkającym poza Polską (którzy nic nie uczynili dla naszej ojczyzny), niźli znacznie uboższym rodakom a tubylcom (którzy całe życie przepracowali w ojczyźnie).
* – odmiana dopuszczalna w potocznym znaczeniu dolara
Mirosław Naleziński