Już po raz kolejny telewizja, tym razem TVN i TVN24, relacjonując wydarzenie, pokazuje zdjęcia zupełnie czego innego, nie informując o tym widzów. Nie ważne, że nie ten kraj, nie ten czas i nie te okoliczności. Widzowi trzeba pokazać obraz i niech się głupi cieszy i myśli, że widział to, o czym mowa.
Tym razem podano, iż Martyna Wojciechowska weszła na ostatni szczyt Korony Ziemi, czyli weszła na najwyższe szczyty wszystkich kontynentów. Dobrze życzę Martynie, lubię jej programy (w przeciwieństwie do Cejrowskiego, u którego dostrzegam nutkę pogardy dla ludzi i lekkie bzdurzenie). Reportaże Martyny Wojciechowskiej są kompetentne, profesjonalne i ludziom życzliwe.
Ale wracajmy do tematu. Martyna Wojciechowska weszła na jakąś górkę (4800 m) w Nowej Gwinei, górkę o której jako alpinista nie słyszałem, ale ktoś wymyślił, że ma należeć do Korony Ziemi, choć pierwsze słyszę, by Nowa Gwinea była kontynentem. Martyna weszła na to coś dla porządku i, jak sama powiedziała, nie był to żaden wyczyn (przyjechali, zjedli lekkie śniadanie i po śniadaniu weszli na szczyt – to relacja Martyny). I wcale się temu nie dziwię, bo człowiek jeżdżący z jednej wyprawy na drugą, do takich wysokości nie musi się aklimatyzować, a szczyt, jak wynika z przytoczonej relacji, nie stanowił żadnej trudności technicznej.
Jednak telewizja postanowiła chyba sympatyczną i normalną na umyśle dziewczynę ośmieszyć, a widzów ogłupić. Relację podano tonem niebywałego wyczynu i zilustrowano zdjęciami z… Mont Everestu! Pokazano grań szczytową ze stopniem Hilarego, południową ścianę Everestu, Lingrenten, fragmenty Nuptse, ścianę lodową Lhotse.
Moja partnerka Agnieszka, zobaczywszy te zdjęcia, oniemiała z wrażenia, jakie to straszne zerwy Martyna pokonała. Agnieszka nie jest alpinistką i nie rozpoznaje himalajskich szczytów. Uwierzyła telewizji, tak jak miliony innych widzów. Przy okazji zapomniała, że dwa lata temu była w Peruwiańskich Andach na wysokości 4910 i 4990 metrów, docierając tam autobusem rejsowym. Podobnie jak inni widzowie, nie wie, że 4800 to wysokość, na jakiej wyprawy zakładają bazy (pod Everestem nawet jest to 5300 m) i żaden alpinista (Martyna też, jak widać) nie uważa tej wysokości za wyczyn.
Co będzie, jak ci ludzie, za jakiś czas zobaczą prawdziwe zdjęcia z tej gwinejskiej kopki? Nadzieja tylko, że to, co obecnie im pokazano, już zapomną. W innym przypadku, mogą uznać Martynę Wojciechowską za oszustkę, mitomankę itp.
Dlatego bardzo proszę, by z Martyny Wojciechowskiej, bardzo dobrej dziennikarki, sympatycznej „baby z jajami” nie robić idiotki, a z widzów frajerów.
Opr. Krzysztof Łoziński
PS. Wszystkie stacje TV notorycznie, mówiąc o talibach, pokazują stare zdjęcia Tadżyków Ahmeda Shah Masuda z okresu wojny z ZSRR, czyli jako talibów, pokazują zdjęcia ich śmiertelnych wrogów, należących do innego narodu, obywateli innego kraju, w innym czasie i na innej wojnie. Ale co tam? Widz to frajer. Każdy kit kupi.
PS.2. Kolejny przykład lekceważenia prawdy. Od kilku dni wszystkie stacje TV podają, że ok. tysiąca turystów w Peru zostało uwięzionych przez powódź w Machu Picchu „starożytnej fortecy Inków”, innym razem „starożytnej stolicy Inków” na wysokości „ok. 2500 metrów”. Rzecz w tym, iż owi turyści znajdują się w miasteczku Aquas Calientes odległym o kilka kilometrów od Machu Picchu i położonym o tysiąc metrów niżej, co widać na emitowanym filmie. Co więcej Machu Picchu nie jest starożytne, bo powstało w XV wieku, nie jest fortecą (nie ma tam żadnych fortyfikacji), lecz było miastem akademickim i ośrodkiem administracyjnym, nigdy nie było stolicą. Machu Picchu jest zamkniętym obiektem muzealnym, gdzie można wejść tylko w godzinach zwiedzania i tylko z przewodnikiem. Nikt w nim nie mieszka.
Zadzwoniłem do TVN24 i przekazałem te wszystkie informacje. Uprzejma pani, która ze mną rozmawiała, obiecała przekazać to wszystko wydawcy i… dalej stacja podawała, jakby nic, błędne informacje. Prawda? Co tam prawda… Rozumiem, że można się mylić, ale nadawać bzdury wiedząc o tym?