Kiedyś w ośrodku młodzieżowym spaliło się żywcem wielu młodych ludzi, ponieważ okna na parterze były „zabezpieczone” (przed złodziejami) kratami zamontowanymi na stałe! I jakie wnioski wyciągnięto? Podczas pożaru w Stoczni Gdańskiej również nie pomyślano o prawidłowej drodze ewakuacji.
Jeśli w prowizorycznych budynkach mieszkają ludzie, to jak sobie te warunki wyobrażają władze i przeciętni ludzie? Przecież nie ma środków na wybudowanie modelowych budynków, które miałyby najwyższy poziom bezpieczeństwa. Jeśli przeciętne małżeństwo ma spłacać kredyt mieszkaniowy do czasów wczesnoemerytalnych, to nie zgodzi się na współfinansowanie mieszkań bezpłatnych i o wysokim standardzie ludziom poszkodowanym przez los, bowiem z jednej niesprawiedliwości popadniemy w kolejną (jak z tą Inką, która weszła w półświatek i będzie otrzymywać parę tysięcy europów miesięcznie od austriackiego rządu za sprzedanie swoich znajomków, mając w głębokim poważaniu miliony pracusiów, którzy nigdy takiej kasy za uczciwą pracę nie zobaczą).
Powinna jednak być jakaś gradacja, aby ludziom młodym, energicznym, przedsiębiorczym żyło się lepiej niż nieszczęśliwym i aby pierwsi ze zrozumieniem dotowali drugich. Jeśli zaczniemy budować dla niezaradnych coraz lepsze mieszkania, zaś dla zaradnych będziemy podnosić ceny domów i pogarszać warunki spłaty kredytów, to część z tych „jeszcze chcących” przejdzie na stronę „już niechcących”, obciążając coraz bardziej zadłużony Skarb Państwa albo wyjadą z Polski pozostawiając osamotnionych pechowców Ojczyźnie.
Biedni ludzie zostali zakwaterowani w odzyskanych budynkach, często z grzybem i odpadającymi tapetami (takie mieli pretensje). A do jakich budynków chcieliby się wprowadzić? Czy wiedzą, ile kosztuje jeden metr kwadratowy powierzchni mieszkalnej, ile jego utrzymanie bieżące i remonty? Czy mogą wskazać źródła pokrywania tych kosztów? Czy po prostu chcą dożywotniej dotacji zrzucając swoje kiepskie położenie na transformację i kryzys światowy?
Pewien mieszkaniec wykonał sobie w ścianie przejście drzwiowe i odkrył, że wewnątrz jest izolacja azbestowa. Niezaradny ów człowiek wykazał się jednak zaradnością – postarał się o ekspertyzę pewnej uczelni technicznej. I lawina pretensji – dlaczego mieszkamy pośród azbestu? Ludziska, kiedy słyszą o azbeście, to zaraz sztywnieją ze strachu, a przecież to tworzywo jest szkodliwe wyłącznie podczas cięcia, szarpania i rwania. Dopóki jest zakryte, dopóty jest nieszkodliwe! Ale nawet wykonanie jednego otworu w ścianie (przy zachowaniu ostrożności) nie jest szkodliwe. Zatem – dlaczego media tak się czepiają tego zasłoniętego azbestu? Aby tylko narozrabiać? A skąd weźmiemy miliardy złotych na uporządkowanie tej sprawy w całej Polsce? Z Unii Europejskiej? Bo daje? A nie lepiej budować nowe, zaś stare odpowiednio zabezpieczać i dopiero podczas rozbiórki zachować odpowiednie rozwiązania?
Najwięcej ludzi uratowało przez okna (najwyższe to drugie piętro) – skok na sąsiednie drzewa lub bezpośrednio na ziemię. Przypadkiem leżała tam pryzma żwiru, która amortyzowała upadki. Może to jakaś wskazówka? Może niech pod oknami leżą takie piaskowe górki? A podczas akcji ratunkowej powinny tam leżeć specjalne poduchy. W Stanach Zjednoczonych są jeszcze koszmarniejsze schody przeciwpożarowe, które straszą na ich filmach. Gdyby były w Kamieniu Pomorskim, to większość ludzi by się uratowała, ale takich schodów w Europie się nie buduje.
Za oknami mogłyby być zawieszone drabiny metalowe, ale jak by to wyglądało? Gdyby były na stałe, to korzystaliby z nich złodzieje i kochankowie i szybko zostałyby zdemontowane. Gdyby były ułożone wzdłuż muru, to by je już dawno ukradziono. Ale może w każdym pokoju powinny być składane lekkie drabiny, które podczas pożaru byłyby wystawiane za okno i zawieszane na hakach? Jednak musiałyby być w pokoju elegancko zamaskowane i powinny być dla wszystkich mieszkańców łatwo dostępne. Ponadto powinny być corocznie sprawdzane i ćwiczebnie użytkowane. Takie rozwiązanie może każdy zastosować, natomiast „z urzędu” ten system się w Polsce nie przyjmie z rozmaitych powodów. A i tak, podczas pożaru, okaże się, że ktoś akurat wyniósł drabinę do sadu albo do malowania garażu.
Można zachęcać do kupna gaśnic i montować je w domach. Być może ktoś po tej tragedii zawiesi gaśnicę w strategicznym miejscu salonu, ale za parę lat obawy przygasną (jak ten wielkanocny pożar) i kiedy jednak ogień się rozprzestrzeni, to się okaże, że gaśnica od dawna nie jest… sprawna. Można zamontować czujniki pożarowe (przy okazji także czujniki gazowe), ale i one sprawią zawód, jeśli po latach zasilanie zawiedzie lub na korytarzu „żartowniś” będzie pozorował pożar albo czad – ktoś zirytuje się i rozłączy, i tak pozostanie… do kolejnej tragedii.
Jeśli ścianki są palne (a ileż to pokazywano filmów katastroficznych o spalonych hotelach, statkach i samolotach, i to eksploatowanych w krajach znacznie bogatszych od Polski?), to można je pokryć cienką stalową blachą. Z pewnością będzie to tańsze, niż zburzenie istniejących a obecnie niezbyt bezpiecznych budynków i wzniesienie nowych.
A pożary i tak będą, ponieważ większość z nich wybucha z powodu zaniedbania mieszkańców (papierosy, instalacja elektryczna lub gazowa) i podpalenia (w tym samobójstwa).
Z domami jest jak z autami i opieką zdrowotną – tańsze budynki (np. socjalne), popularne samochody oraz ogólnie dostępne kliniki są niższej klasy dla ludzi biedniejszych i tego żaden ustrój nie zmieni. Możemy się dziwić i protestować. Nie każdemu uda się ustawić w życiu, jak wspomnianej Ince, choć większość by chciała, jednak pewnie nie za każdą cenę.
Corocznie w każdym domu powinna być przeprowadzona niespodziewana inspekcja, podczas której by sprawdzano przewody kominowe, instalację gazową, elektryczną, nagromadzenie makulatury, śmieci oraz kanistrów z paliwami i butli gazowych, drogi ewakuacyjne, wyjścia na dach, drabiny itp. a przy okazji rzucono by podejrzliwym okiem na „domowe plantacje” i „austriackie piwniczki”. Ale społeczeństwa w demokracji mają zwyczaj protestować, także i wówczas, jeśli ktoś na siłę chce je uszczęśliwiać, zatem niewiele się zmieni.
Mirosław Naleziński